Jeden z ostatnich prawobrzeżnych dopływów Odry nazywa się Ina. Wypływa on z Jeziora Ińskiego tuż koło miasteczka Ińsko i płynie wprost na południe, następnie skręca raptownie na północny zachód, przyjmuje po drodze lewobrzeżny swój dopływ – Inę Małą, przepływa malowniczo przez Stargard Szczeciński, pod Goleniowem skręca raptownie na zachód i na północ od jeziora Dąbie wpada do macierzystej Odry.
Ludzie w różny sposób starali się wytłumaczyć sobie dziwną nazwę rzeki, którą ochrzczone zostało dodatkowo jezioro i miasteczko. Jedni wywodzili jej imię od starosłowiańskigo wyrazu „iny”, to znaczy młody. Określenie to pasuje do rzeki, ale tylko w górnym jej biegu, gdy płynie ona przez Wyżynę Ińską. Wtedy istotnie ma postać wąskiego, chyżego młodzieńczego strumienia. Lecz skręciwszy za miasteczkiem Recz ku północnemu zachodowi, płynie dalej przez łąki i mokradła ospale i leniwie i nurt jej nie ma nic wspólnego z młodzieńczą werwą.
A o licznych jej zakrętach, pętlicach i rozlewiskach w środkowym i dolnym biegu istnieje nawet podanie, iż są tworem diabła.
A było to tak.
Pewnego dnia przed wielu, wielu setkami lat, wezwał do siebie Belzebub jednego z pomniejszych diabłów i dał mu następujące zlecenie:
— Musisz znacznie pogłębić Inę, by utrudnić Pomorzanom przeprawy. Zaczną kląć i pomstować, z czego oczywiście będziemy mieli swój piekielny profit.
Diabeł podrapał się markotnie po rogatym łbie i ośmielił się zwrócić uwagę diabelskiemu księciu:
— Strasznie ciężka to praca i jako żywo nie dam sam rady.
Zadumał się srodze Belzebub, po czym rzekł:
— Dostaniesz więc do pomocy dwie czarownice. Za młodu nagrzeszyly na ziemi co niemiara, a teraz w piekle także czynią intrygi i niesnaski wśród poczciwej czarciej czeredy, że już wytrzymać z nimi nie można.
— Poznałem to najlepiej na własnej skórze, mości Belzebubie. Już ja im odpłacę pięknym za nadobne!
Zmajstrował więc sobie w kuźni piekielnej ogromny pług z żelaza, zaprzęgną! do niego dwie przydzielone mu czarownice i dalejże pogłębiać dno Iny.
Lecz praca szła ciężko i powoli, jako że musieli wykonywać ją po ciemku, nocą, a przed pierwszym pianiem kurów zmykać, gdzie gorzki pieprz rośnie.
Najwięcej jednak kłopotu sprawiły diabelskiemu oraczowi niesforne czarownice: gdy jedna ciągnęła w prawo, to druga w lewo, gdy tamta zagłębiała się po pas w muł rzeczny, to ta znów wyskakiwała nad powierzchnię rzeki, jak gdyby chciała lecieć na Łysą Górę.
Nie pomogły napominania oracza ani trzaskanie z piekielnego bicza.
Po miesiącu diabeł już nie mógł wytrzymać z czarownicami i pobiegł do piekła na skargę.
Przyszedł Belzebub na inspekcję i złapał się za głowę.
—-Podłe nieroby! Toć to Ina jest teraz bardziej kręta i płytsza, niż była dawniej!
Przepędził całą brygadę z miejsca pracy i wydał surowy wyrok na winowajców:
— Przez cały rok będziecie w piekielnym areszcie obkuwać traktat o dobrej robocie, a potem wrócicie tu i wykonacie zlecenie jak się patrzy.
Że jednak dobrymi chęciami jest piekło brukowane, więc też i zarządzenia Belzebuba, zapisane gdzieś skrupulatnie w aktach piekielnych, nie zostały wykonane.
A Ina płynie sobie dalej po dolinie szczecińskiej krokiem tanecznicy raz na lewo, raz na prawo. Pod kępami olch i wierzb tworzy niebezpieczne doły, to znów rozlewa się szeroko po przybrzeżnych ługach, przejść ją można w bród po kolana.
Autor: Jerzy Buczyński „W Krainie Gryfitów” 1986