Krucyfiks w Kluczewie


     Wicher od morza niósł pachnącą jodem wilgoć i zimno przenikliwe. Ostre podmuchy szarpały okiennicami gdańskich kamienic, wciskały się pod dachy. W każdą najmniejszą szparę wpychały się ostre pazury wichury. Hulało wietrzysko po pustych ulicach sławetnego grodu, bo ludziom niespieszno było wyściubiać nosa z domu. Cicho i przytulnie było w pracowni mistrza Pawła na Długim Targu. Pachniało tu drzewem, żywicą i farbami, jako że mistrz Paweł rzeźbiarzem był i w drewnie rzeźbił figury aniołów i Świętych Pańskich, a także przepięknie zdobione świeczniki i inne cudeńka, zamawiane przez bogatych gdańskich mieszczan. Powodziło mu się dobrze i byłby zadowolony ze swego losu, gdyby nie ta ciągła tęsknota serdeczna: zmarła mu żona ukochana Magdalena i ciągle jeszcze, mimo że minęło już lat kilka, nie mógł zapomnieć jej śmiechu wesołego, śpiewu i tej kochanej, kobiecej serdeczności. Teraz gospodarstwo prowadziła mu matka, żwawa, mimo swych lat kobiecina. Daremne jednak były jej namowy do powtórnego ożenku Pawła. Wszystkie rozmowy na ten temat zbywał machnięciem ręki i ze śmiechem przymilnym przytulając staruszkę, mówił: „Tak mi dobrze z tobą, Mateńko, nikogo, nikogo nie chcę, najmilsza mi jesteś”. Bo i prawdą było, że Paweł matkę kochał serdecznie, i rad by jej nieba przychylić. Kiedy przed laty zmarł ojciec Pawła, całkiem do niego przystała i gospodarstwo mu prowadziła. Kochali się bardzo, matka dogadzała synowi, nie dziw więc, że nie spieszno mu było do powtórnego małżeństwa.

I tak żyli sobie przez lata, troszcząc się o siebie wzajemnie aż przyszła chwila zła: matczysko rozchorowało się i coraz częściej polegiwało w łóżku. Paweł sprowadzał co znamienitszych medyków, zielarze mikstury szykowali, wszystko na nic. Z matką było coraz gorzej, już prawie z łóżka nie wstawała. Paweł kazał łóżko do pokoju przy pracowni wstawić, by matczysko nie leżało samotnie i często rzucał robotę i długie chwile przy chorej przesiadywał. A ona gasła w oczach. Do tego przyplątały się bóle coraz silniejsze, często zwijała się w boleściach i nic jej ulgi nie przynosiło. Mistrz Paweł rzucił już całkiem swoją robotę i tylko matce usługiwał, wywarami z ziół poił i mikstury różne podawał. Żal serdeczny go ogarniał, gdy patrzył na te oczy pełne męki i wychudzone ręce kurczące się w bólu. Modlił się żarliwie do Pana o pomoc, o ulgę w cierpieniach matki, lecz Panu podobało się inaczej i którejś nocy staruszka stoczyła swą walkę ostatnią i w męce konania oddala ducha Bogu. A Paweł cały czas siedział przy łóżku i wpatrywał się żarliwie w swą matkę, jakby ją chciał zapamiętać na zawsze. I rzeczywiście, jawiło mu się często matczysko w tej swojej męce ostatniej.

     Długi czas bezczynnie siedział w pracowni, niezdolny do pracy, pogrążony w smutku i rozpaczy. Aż któregoś dnia otrząsnął się i zaczął rzeźbić krucyfiks. W postać Ukrzyżowanego przelał zapamiętany obraz konającej matki w ostatnim skurczu przedśmiertnym. Modlił się przy tym do Pana: „O Jezu słodki, daj, niech się poruszą człowiecze sumienia, gdy ludzie patrzeć będą na Twe cierpienie, porusz nasze serca, nasze dusze Twą męką dla nas poniesioną”. I rzeczywiście, wieki przeminęły, a skurczona bólem postać Ukrzyżowanego wciąż porusza ludzi. Wisi ten krucyfiks w starym kościółku w Kluczewie, dokąd go dawno, dawno temu przywiózł z Gdańska stargardzki kasztelan Sebastian Huk.

Opr. Monika Wiśniewska „Legendy Pomorskie. Ocalić od zapomnienia” Szczecin 2003

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *