Kwiatki Zuzanny z Warnicy


     Wiosenny zmierzch opadał na pola, sady, otulał szarością wioskę i stary kościół. Ale nie było ciszy tego wieczoru w Warnicach. We dworze rozbrzmiewała muzyka, gwar niósł się daleko, wszystkie okna jarzyły się złotym blaskiem. Służba dworska na dziedzińcu rozstawiła długie stoły z obfitym poczęstunkiem. To pan na tych włościach obchodził hucznie chrzciny swego pierworodnego syna. Wszyscy weselili się ochoczo, tańczono w salonach, na podwórzu i na gumie. Najradośniejsza była jednak matka maleństwa, dziedziczka Maria-Luiza. Oto uszczęśliwiła swego małżonka Karola, dając mu syna, który będzie przedłużeniem starego rodu. Teraz zostawiła na chwilę gości i pośpieszyła do niemowlęcia. Do dziecinnego pokoju dobiegały z daleka tęskne tony skrzypiec i Maria-Luiza zadumała się głęboko nad kołyską Grzegorza – bo tak ochrzczono chłopca. Czy wyrośnie na dobrego człowieka, czy ominą go nieszczęścia? Czy życie jego będzie prawe i uczciwe? Ona ze wszystkich sił będzie się starać, by wychować dziecko na dobrego człowieka. Tak przyrzekła sobie Maria-Luiza w tę noc huczną i gwarną, pełną rozbawionych gości.

     I rzeczywiście, starannie wychowywano chłopca i wcześnie wpajano mu zasady prawości. Niebawem znów się urodził syn, a potem Pan Bóg obdarował dziedziców jeszcze dwoma. Wszyscy zdrowi wspaniale się chowali, dziedzic Karol dumny był bardzo ze swej udanej czwórki. Także Maria-Luiza ogromnie kochała swych chłopców i dbała o nich bardzo. Jednak w sercu głęboko chowała jedno marzenie nieziszczone: bardzo pragnęła mieć córeczkę, którą by mogła rozpieszczać i hołubić. Modliła się gorąco o spełnienie tych marzeń, lecz jak dotąd Pan nie wysłuchał jej próśb.

     Zrezygnowana poddała się woli Bożej i tym gorliwiej oddawała się wychowaniu synów. Lecz kiedy już nie liczyła na dalsze potomstwo, poczuła się przy nadziei. Pan wysłuchał próśb: Maria-Luiza urodziła wytęsknioną córeczkę. Cóż to była za radość dla matki, dla dziedzica Karola i dla czwórki chłopaków! Nareszcie mają wytęsknioną dziewczynkę w rodzinie. Długo szukano imienia dla małej dziedziczki, wreszcie zdecydowano – otrzymała imię Zuzanna. I chowała się Zuzanna równie zdrowo jak jej bracia. Wszyscy ją rozpieszczali, była oczkiem w głowie całej rodziny. Jej śmiech i szczebiot rozlegał się w całym domu i wśród drzew starego parku. Któregoś dnia spadła na domowników wiadomość jak grom z jasnego nieba: mała Zuzanna zachorowała ciężko na jakąś tajemniczą chorobę. Zrozpaczeni rodzice sprowadzali medyków z daleka, pielęgnowali dziecinę, lecz wszystko daremnie. Panu spodobało się zabrać Zuzannę w poczet aniołków. Rozpacz ogromna ogarnęła rodziców, a najbardziej bolała Maria-Luiza. Już nigdy nie usłyszy srebrnego śmiechu, ni szczebiotu dzieciny, już nigdy Zuzanna nie przytuli swej głowiny do matczynej piersi, już nigdy…

    Grób Zuzanny? Maria-Luiza oszalała z żalu za nic nie pozwoliła umieścić trumienki w ciemnej, wilgotnej krypcie rodzinnej. Kazała pochować Zuzannę na cmentarzyku przy kościele i codziennie godzinami całymi przesiadywała przy grobie córeczki. Sadziła roślinki rozmaite, pielęgnowała grobek. Kiedyś przywieziono jakieś kwiatki rzadkie, niespotykane w tych stronach. Maria-Luiza posadziła je na mogile i pieczołowicie pielęgnowała. Co roku na wiosnę zakwitały one przepięknie białymi gwiazdkami, niby pozdrowienie od Zuzanny dla zbolałej matki.

     Dziś nie ma już dworu, nie ma przykościelnego cmentarza, lecz w miejscu, gdzie był grób małej Zuzanny, ściele się całun utkany z tysięcy białych gwiazdek, przepięknie zakwitających wiosenną porą. Kwiatki Zuzanny rozsiały się także wokół kościoła i pełno ich w trawie. Są jakby pozdrowieniem z zaświatów małej dziedziczki.

Opr. Monika Wiśniewska „Legendy Pomorskie. Ocalić od zapomnienia” Szczecin 2003

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *