Aniołki z Koszewka


     Kończyły się żniwa. Na polach złociły się kopy schnącego zboża, a po ścierniskach dreptały stada krzykliwych gęsi. Gdzieniegdzie trafił się i bocian, który znad niedalekiego Miedwia przyleciał i tu swoich smakołyków szukał. Pięknie było na świecie, cicho, ciepło. Ziemia oddała swój plon ludziom i teraz odpoczywała, spowita lekusieńką mgiełką. Zza niej wyłaniał się biały pałacyk otoczony parkiem pełnym starych dębów, wiekowych lip i jaworów. W jego cieniu spacerowało dwoje ludzi i dyskutowało z przejęciem. Był to pan tych włości dziedzic Bogusław i jego małżonka Bogumiła.

     Teraz doszli do najdalszego zakątka parku, gdzie na wzgórzu, tuż przy murze parku stała świątynka śliczna jak malowanie. Otoczona rusztowaniami, remontowana miała jeszcze zyskać na krasie. Bogusław i Bogumiła nie szczędzili pieniędzy na jej odnowę. Wszak miał to być dar dziękczynny dla Pana, który po wielu latach wyczekiwań i modłów gorących wreszcie obdarzył ich synem zdrowym i dorodnym. Tutaj też odbył się chrzest małego Bogdana – od Boga był dany po wieloletnim czekaniu.

     Odtąd odmieniły się losy rodziny dziedziców. Poprzednio nie mogli się doczekać potomstwa, a teraz Pan szczodrze wynagrodził im lata czekania i obsypał potomstwem. Nie minęło lat dziesięć, gdy Bogusław i Bogumiła otoczeni byli szóstką zdrowych, wspaniałych dzieciaków. Szczęśliwi byli ponad miarę, gdy tak siedzieli w parku i słuchali pokrzykiwań swawolącej dzieciarni. Zawsze chcieli mieć dużo dzieci, by wychować ich na prawych, rzetelnych ludzi. Któregoś dnia, gdy rozmiłowanymi oczyma patrzyli na swe pociechy, Bogusław powiedział: „Oto nasz skarb największy, nasze aniołki, przez Boga nam dane, światło naszych oczu i pociecha dla naszych serc. Chcę opiece Pana je ofiarować, dlatego postanowiłem ufundować dla naszej świątyni dar, który wieki przetrwa. Będzie to kandelabr wielki, co oświetli całe wnętrze świątyni, a zwieńczony będzie piękną, barwną polichromią, przedstawiającą naszych sześć aniołków”.

     Nie minęło czasu wiele, gdy na sklepieniu dworskiej świątyni w Koszewku znalazła się polichromia wspaniała. Sześć aniołków uśmiechało się figlarnie ze stropu. Polichromia połyskiwała złotem i błękitem, a z jej środka zwisał wielki kandelabr misternej roboty. Zachwyceni byli wszyscy, którzy odwiedzali świątynię; głowy zadzierali do góry, ku sklepieniu, skąd uśmiechały się pyzate aniołki.

     Dziś nie ma już starego kandelabru, ale ciągle z kościelnego sklepienia wdzięczą się aniołki dziedzica Bogusława, tak jak przed wiekami. A w ścianie świątyni wmurowane są dwa epitafia przypominające o Bogusławie i jego małżonce Bogumile.

 

Opr. Monika Wiśniewska „Legendy Pomorskie. Ocalić od zapomnienia” Szczecin 2003

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *