Jakiś czas temu, a będzie to już kilka wieków, w miejscu dzisiejszego Hotelu Mały Młyn mieszkał młynarz z piękną czarnowłosą młynarzową. Powodziło im się całkiem dobrze, bo od jakiegoś już czasu nie musieli płacić parobkom, którzy po kolei do nich do pracy się zatrudniali.
Każdy – jeden po drugim – zaczynali wczesnym rankiem, nie szczędząc sił przez cały dzień, by zasłużyć na obiecaną wysoką wypłatę pod koniec tygodnia. Po ciężkim dniu prac udawali się spocząć w izbie dla parobków, która choć wygodami nie grzeszyła, napawała optymizmem, że za te trudy i ciężką pracę czeka niemała nagroda. W noc poprzedzającą wypłatę parobcy znikali. Jedni niczym kamfora rozpływali się w powietrzu, drudzy wybiegali z przeraźliwym krzykiem, by nigdy więcej nie wrócić w okolice.
Znalazł się pewnego dnia i Jasiek, prosty syn chłopa z wioski położonej niedaleko Stargardu, którego rodzina przymierała głodem, a szanse na tak wysoki zarobek u młynarza napawały nadzieją na lepszy los dla jego rodziny. Zatrudnił się więc Jasiek u młynarza i ciężko przepracował siedem dni. W dzień poprzedzający wypłatę, bojąc się już o talary, które miał dostać od młynarza, znalazł sobie sporego drągala. Kij ten miał służyć mu do obrony, gdyby ktoś chciał odebrać mu pieniądze, tak bardzo potrzebne jego najbliższym. Rozmarzony wreszcie zasnął w izbie dla parobków, kładąc kija przy swoim boku.
Było może gdzieś koło północy, gdy wybudził go ze snu jakiś dziwny hałas. Podniósł się przerażony i zobaczył otaczające go siedem par ślepi. Coraz głośniejszy syk – wychodzący z paszcz tych stworzeń – przysparzał mu dreszcze przerażenia, które to coraz szybciej wstrząsały jego ciałem, niczym konwulsje przed zbliżającą się śmiercią. Jasiek zacisnął obiema dłońmi drąg najsilniej jak potrafił. Syk ustał… Spod największej z par ślepi buchnął ogień. Zobaczył Jasiek, że wychodzi on z pyska wielkiego czarnego kocura. W jednej chwili oświetlone płomieniem pozostałe sześć kocurów z głośnym sykiem zaczęło się zbliżać do parobka. Największy kocur skoczył na chłopca obnażając przeraźliwe kły. Jasiek zamachnął się z całej siły drągiem i trafił kocura w łapę. Uderzył tak mocno, że w powietrzu od łapy oderwały się cztery kocie pazury i nim spadły na podłogę syk ucichł, płomień z pyska zgasnął a wszystkie siedem par ślepi rozpłynęło się w ciemności. Chłopiec z przerażenia padł zemdlony.
Gdy obudził się o świcie usłyszał czyjś szloch. Wyszedł na zewnątrz swojej izby i zobaczył, że to młynarz płacze nad ciałem swojej żony. Ta leżała martwa z dziwnie przekrwionymi oczyma, a u jednej z rąk brakowało jej czterech palców. Pogrążony w żałobie młynarz przekazał Jaśkowi obiecaną ilość talarów i odprawił go do domu. Nikogo już więcej nie zatrudniono w młynie, który w krótkim czasie podupadł.
Autor: Daniel Pałys „Stargardzkie Legendy” – legendy.fstargard.pl