Pyrzyczanie i chrzest


W wielkiej izbie pyrzyckiego kasztelu mrok wieczorny liczne ognie łuczywa i świec woskowych rozświetlały.

Za długim dębowym stołem kilkunastu mężów w szatach powłóczystych i w skórzanych zbrojach płytkami zdobionych w milczeniu  wieczerzę spożywało. Jakoż i sam gospodarz, zwykle czymś zaaferowany, teraz z twarzą radosną wszedł do izby i należne mu miejsce w szczycie stołu zajął.
– Wozy z Drezdenka właśnie do grodu zjechały – oznajmił, kawał chleba od bochna wielkiego odłamując i w misie z sosem zawiesistym go maczając.
– O, Bogu dzięki – ozwało się naraz kilka głosów.

Już drugą niedzielę na te wozy spóźnionymi roztopami zatrzymane czekali. Wiozły one to wszystko, co do chrztu pyrzyczan potrzebne było. A było tych sprzętów wiele. Konwie i beczki ogromne, w których chrzczonych zanurzano. Płócien różnej wielkości mnogość wielka. A to do zasłony miejsca chrztu służących, by sromu nie było, a to na krzyżma dla mnogiego ludu przeznaczone.
– Jutro miejsce chrztu na wzgórzu w świętym gaju przy źródle urządzim. A w niedzielę po jutrzni chrzcić będziem – rzekł mąż postawnej budowy, po prawicy kasztelana siedzący.
Wszyscy z uszanowaniem wolę misjonarza przyjęli, głowami kiwając.
Jakoż i nadszedł dzień zapowiadany. Po mszy porannej przed kasztelem uroczyście odprawianej, procesją do źródła ruszył biskup z księżmi, rycerzami, pachołkami grodowymi i ciżbą ludu wielką.
Z dala, na wzgórzu prastarymi drzewami porosłym, płótna rozpięte bielały. Tym bielsze, że od ciemnej zieleni drzew odbite. A widok ten podkreślał jeszcze blask słońca złocistego, co wysoko już nad borem stało. Z płócien tych wąskie przejście uczyniono, ze wszystkich stron osłonione przed ciekawym okiem. Tylko głowa idącego widna była.

Miasto Pyrzyce

Miasto Pyrzyce - średniowieczne umocnienia obronne (oprac.E.Lukas, rys.Z.Pisula)

W przejście to pierwszy Skarbmir, kasztelan pyrzycki, wkroczył. Słusznie mu się to za urząd i starania o misjonarzy i wojów Bolesławowych należało. Razem z nim za zasłony wszedł Marcisz, rycerz z Grabowa, Pomorzanin z dawna skrycie ochrzczony, dowódca straży biskupiej, teraz za ojca chrzestnego kasztelanowi służący.
Chrzestny pomógł kasztelanowi zwlec odzienie, a potem zaprowadził go do stągwi, po brzegi wodą czystą ze źródła napełnionej. A gdy kasztelan zanurzył się w niej po szyję, biskup położył mu dłoń na głowie i na chwilę całego zamoczył. Potem z dłoni głowę polewając, słowa Chrztu Świętego wypowiedział. Teraz na ciało kasztelana starannie wytarte chrzestny krzyżmo białe nałożył jak szatę jaką na znak czystości ducha jego. I wyszedł kasztelan zza zasłon jakby odmieniony cały, w tej szacie białej, w pełny blask słońca, ku radości wielkiej jego rodziny, dworzan i ludu.
Kolejno mąż za mężem, niewiasta za niewiastą, dziecię za dziecięciem za zasłony wchodzili z chrzestnymi swymi. Z drugiej strony już po chrzcie w białych szatach wychodzili. Rosła i rosła ciągle tych szat białych liczba w barwnym tłumie mieszkańców pyrzyckiej ziemi.
Dzień po dniu biskup wymawiał słowa chrztu i przywracał na łono kościoła krocie wiernych. Tak tydzień cały pracując od rana do zmierzchu, biskup samych tylko mężów ochrzcił ponad sześć tysięcy, niewiast i dzieci nie licząc.
Radował się z postępów misji książę Bolesław, co w Drezdenku ze zbrojną drużyną stojąc, całości misji nadzorował. Radował się Warcisław i Pyrzycom znaczne nadania i ulgi obiecywał. Radość też wielka wśród ludu w grodzie w osadzie targowej i w okolicy zapanowała. Po poście goszczono się wzajemnie, jadła i napojów nie żałując. Rodziny całe związały się ze sobą węzłami wspólnej wiary.
Tylko Skarbimir coraz bardziej markotny, ze spuszczoną głową chodził i durch się dopytywał, kiedy wreszcie lud cały ochrzczony zostanie.
– Wasza Miłość coś smętnie na ten świat boży spozierasz, miast z innymi się radować – dopytywał się go o przyczynę smutku Marcisz.
– Dobrze wam gadać… wam tylko miecz w dłoni i ta garstka zbrojnych, co biskupa strzegą, podlega. Mówicie, że wszyscy się radują, miłują… z tego miłowania pachołkowie straże niechlujnie pełnią gotowości zbrojnej zaniedbując. A gdyby tak stargardczanie na nas uderzyli?
– Co wy z tymi stargardczanami… wojny ciągle wiedziecie?

Herb Stargardu

Herb miasta Stargard Szczeciński (współczesny). W białym polu tarczy podzielonej linią pionową widnieje z lewej strony czerwony gryf - godło książąt pomorskich, po prawej stronie niebieska wstęga rzeki Iny - symbol podstawy rozkwitu gospodarczego miasta w średniowieczu.

– Stare to dzieje. Wojna z nimi od wieków trwa. Ninie rzekę Inę, co to podle ich grodu płynie, nasze galary i szkuty ze zbożem niosąc, progiem wodnym przegrodzić zamiarują. Odnogę przez gród przekopać chcą. Myto w złotym pyrze płacić sobie każą, nieroby jedne – sierdził się kasztelan. -Trzeba będzie wozami zboże do portu aż do gryfińskiej osady wozić. A to daleka i trudna droga, borem głuchym wiodąca, zbójów pełna. I jedni i drudzy pono zbrojną napaść szykują. A i książę gardłem by mnie ukarał, takie osłabienie grodu widząc.
– A książęca drużyna…? Ładu przecie strzeże.
– Słaba ci ona, słaba. Roków temu ze trzy stargardcy pachołkowie poza wały jej nie puścili. Książę sam w grodzie popasał. Ponoć temu, że białogłowy im bałamucą.
– Jeszcze dzień, dwa i misja skończona będzie. Biskup dalej w drogę ruszy, może na Stargard właśnie.
– Dzięki Bogu, dzięki, bo tu mi też donoszą że kilka rodzin po raz wtóry ochrzcić się dało, na płótna chrzcielne łakomi, taki to nasz pyrzycki ludek.
– Nie może to być!
– Może, może, bo było. Biskupowi już doniosłem, sprawdzić jeszcze raz kazał, bo grzech to wielki łakomstwo i chciwość.

Taki to był naonczas ten pomorski lud. W tamtych i w późniejszych wiekach. Taki też i do dzisiaj pozostał. Lud pracowity, oszczędny i chabarliwy często ponad miarę wszelką.
Pyrzyczanie na miejscu dawnej osady handlowej miasto piękne zbudowali. Murami z 52. czatowniami i basztami i aż dwoma barbakanami otoczyli.
Stargardczanie rzekę wodospadem przegrodzili, a na odnodze,co  przez miasto płynęła, komorę celną postawili, z cudzej pracy się bogacąc. Wojna też między tymi miastami wieki całe trwała.
Pyrzyczanie na rycerzy-rabusiów zasadzkę uczynili w puszczy gryfińskiej. Na zamek ich napadli i we własnym gnieździe wygnietli tak dokładnie, że do dziś śladów po nich znaleźć niepodobna. W Pyrzycach na miejscu chrztu studnię kamienną ufundowali, na kasztelu kościół piękny stanął. Tylko wzgórze grodowe, opuszczone ze szczętem zmarniało w późniejszych latach, na miejsce pochówku zamienione i w takim to stanie do naszych czasów dotrwało.
Dziś, w wiosenny poranek, nad obu dawniej zwaśnionymi miastami dźwięk dzwonów z licznych świątyń płynie, światu całemu głosząc, że dawno, dawno temu biskup bamberski, św. Otton, tę słowiańską ziemię Bogu wiekuistemu we wieczne władanie oddał.
Mimo całej ułomności człowieczej widno gorące modły do tronu pańskiego musiały przez wieki stąd płynąć, bo Pan Nasz dozwolił, by na ziemi pomorskiej arcybiskupstwo powstało. A syn słowiańskiej krainy na tronie Piotrowym zasiadł.

Źródło: „Opowieści i legendy pomorskie” Janusza Władysława Szymańskiego

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *