Tam, gdzie kasztany w Barnimie


Wiosna tego roku kapryśnie zwlekała z przyjściem. Ludzie z utęsknieniem spoglądali po niebie, wypatrując kluczy dzikich gęsi i przylotu bocianów, tych niezawodnych zwiastunów wiosny. Wreszcie, wreszcie przyszła ta utęskniona: przez jedną ciepłą noc obsypała drobnymi listkami drzewa, trawom pozwoliła wypuścić zielone kiełki, a bielutkie przebiśniegi wesoło rozdzwoniły się w łagodnym wietrzyku. Wiosna, jakby chciała wynagrodzić ludziom swe późne przybycie, wnet rozszalała się tysiącem kwiatów: na łąkach zażółciły się kaczeńce, w sadach jabłonie bielą zakwitły, a ogrody zakipiały fioletem bzów, które pachniały, pachniały w te wiosenne noce..

Piękny zrobił się świat, wesoły, kolorowy, kwieciem pachnący. W taki wiosenny czas do wójta Sebastiana w Barnimie zjechali goście. Dawno już zapowiedziała się ciotka wójta, Kunegunda, czekano tylko czasu sposobnego do podróży. Wraz z Kunegundą przyjechała jej chrześniaczka Martyna. Sierotą była i Kunegunda matkowała jej po trochu. Tak i teraz do krewniaków ją zabrała, a miała w tym swój zamysł tajemny: wójt Sebastian miał syna Piotra, który żony szukał, więc może… Martyna napatrzeć się nie mogła wiosennym cudom. W mieście mieszkała, chrzestnej dom prowadziła, bo kuma Kunegunda na nogi chorowała i z trudem się poruszała. Teraz powóz stanął przed pięknym, starym domem. Jego białe ściany wynurzały się z kipieli bzów, a przed wejściem, jakby na straży rosły potężne, wiekowe kasztany. Stały teraz w pełnym kwieciu, a lekki wiaterek strząsał drobne kwiatki na wchodzących. Martyna oczu nie mogła oderwać od pięknych drzew. Wójt, widząc to, powiedział: „To bardzo stare drzewa, sadził je jeszcze mój pradziad. Stoją na straży naszego domu, by żadne zło nie miało dostępu. Bardzo je kochamy, zrosły się z naszym domem, z naszym życiem. W ich cieniu czujemy się bezpieczni. Niech i was, naszych gości przed złem ochraniają”.

Niebawem do gości dołączył też syn wójta, Piotr, który właśnie wrócił z Pyrzyc. Gdy zobaczył Martynę, wzroku od niej nie mógł odwrócić. Spodobała mu się od pierwszego wejrzenia jej uroda delikatna, jej oczy piwne i włosy złociste, w które zaplątały się drobne kwiatki kasztana. No i stało się to, o czym marzyła ciotka Kunegunda: młodzi zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Siadywali wieczorami pod starymi kasztanami i gawędzili, pogaduszkom nie było końca. Chodzili po miedzach, po polach i nieśmiało marzyli o wspólnej przyszłości. Na początku wójt niezbyt łaskawym okiem patrzył na to, ale wkrótce dziewczyna swą łagodnością i do jego serca dojście znalazła. W końcu młodzi zaręczyli się, a ślub wyznaczono na jesień i gdy kasztany zaczęły opadać z drzew, odbyło się wesele huczne i wesołe.

I tak w domu pod kasztanami Martyna i Piotr znaleźli swe szczęście rodzinne. Toczyło się życie dobre i spokojne. Dzieci dorastały i niebawem z domu wyfrunęły w świat, został tylko syn najstarszy, który gospodarkę przejął. Martyna i Piotr posiwieli, ale pogodni byli i spokojnie oczekiwali chwili, gdy Pan ich powoła do siebie. Kiedyś, gdy jak zwykle siedzieli na ławeczce, Piotr powiedział: „Bóg dał nam życie dobre i szczęśliwe. Podziękujmy mu za to i złóżmy Mu ofiarę, która by nas przetrwała i o naszej świadczyła wdzięczności”. A właśnie kościół w Barnimie odnawiano, więc Piotr sprowadził malarza ze Stargardu i wnet wnętrze kościoła oplótł pięknie wymalowany fresk z kasztanowych liści.

Dziś nie ma już domu pod kasztanami, ale pięknie odnowiony kasztanowy fresk nadal zdobi świątynię i cieszy nasze oczy.

Opr. Monika Wiśniewska „Legendy Pomorskie. Ocalić od zapomnienia” Szczecin 2003
Zdj. Daniel Pałys (06.2012)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *