Baszta Morze Czerwone


Był rok 1635. Trwająca od lat wojna między Brandenburgią i Szwecją, nazwana później trzydziestoletnią, toczyła się już na terenie Pomorza Zachodniego.

Nie ominęła też Stargardu, miasta solidnie ufortyfikowanego, którego oprócz murów obronnych z kilkoma bramami i basztami strzegła szeroka i głęboka fosa, szczególnie trudna do pokonania na odcinku między przypominającymi fortece bramami Pyrzycką i Świętojańską. Przebiegająca niemal pod samymi murami, skutecznie utrudniała kolejne próby zdobycia miasta, w którym stacjonowały właśnie wojska szwedzkie. Rozpoczynał się jednak kolejny szturm cesarski.

Wydawało się, że pożar rozniecony na przedmieściu, na polecenie komendanta miasta, skutecznie zniechęci napastników. Stało się jednak inaczej. Spodziewając się, że w miejscu tak trudnym do zdobycia jak teren między obu bramami miejskimi szwedzka załoga nie będzie zbyt liczna, Niemcy uderzyli właśnie z tej strony. Zrazu wydawało się, że mieli rację. Nienękani przez nikogo, spokojnie, pod osłoną nocy podeszli pod koryto fosy, a następnie poczęli przeprawiać się pod miejskie mury.

Zachęceni powodzeniem, przystąpili do szturmowania ich. I wtedy z korony murów posypały się strzały, kamienie i pociski. Podstawione do nich drabiny, po których wspinali się napastnicy, odpychano od fortyfikacji wprost do koryta fosy. Ci, którzy znaleźli się na wysokości korony muru, z niezwykłą zaciętością podejmowali walkę wręcz. W większości jednak ginęli od szwedzkich szabel.

Zacięte walki ustały dopiero wraz z nadejściem świtu. Zza murów dobiegały do miasta jęki rannych i konających. Szturm został odparty.

Słońce stało już wysoko nad horyzontem, gdy na tarasie widokowym baszty pojawił się, wraz z kilkoma oficerami, szwedzki komendant miasta. Ich oczom ukazał się widok nader szczególny. Przestrzeń dzieląca w tym miejscu miejskie mury od fosy zasłana była ciałami zabitych żołnierzy nieprzyjaciela. Woda w fosie natomiast przybrała, zapewne od krwi wyciekającej z ciał rannych i zabitych, kolor karminu.

Spójrzcie, panie – zwrócił się jeden z oficerów do komendanta – ilu ich nasi ludzie pobili. Fosa zmieniła się w czerwone morze.
Od tego dnia wysmukła baszta, z tarasu której szwedzcy dowódcy oglądali pobojowisko, nazywana jest Morzem Czerwonym.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *