Na początku XVIII wieku kościół Mariacki w Stargardzie otrzymał wiele nowych elementów wyposażenia, między innymi organy, witraże, epitafia i dzwony. Nowo fundowany dzwon miał być wykonany ze stopionych darów mieszczaństwa. Rozpalono więc ogień pod wielkim kotłem ustawionym przed kościołem. Mieszczanie podchodzili i wrzucali doń różne metalowe przedmioty. Bogatsi ofiarowywali na ten cel srebrne i złote naczynia i ozdoby. Ci, których nie stać było na tak hojne dary, wrzucali do kotła przedmioty z cyny, brązu, żelaza. W pewnej chwili zbliżyła się do kotła stara, obdarta kobieta. Wiedziano, że jest bardzo biedna i dlatego ciekawiło wszystkich, co ona dołoży do wspólnego wota. Staruszka stanęła tymczasem przed kotłem, wyszeptała jakieś tajemnicze słowa, po czym wyciągnęła z łachmanów żmiję i wrzuciła do gotującego się płynnego metalu.
Kiedy gotowy dzwon zawisł na kościelnej wieży, wszędzie tam, gdzie dotarł jego donośny głos żmije ginęły. A trzeba wiedzieć, że w okolicznych lasach wprost roiło się od nich.
Jak było naprawdę, trudno powiedzieć. Faktem jest, że do dziś w okolicach Stargardu nie pojawiła się żadna żmija, a jeden z wiszących na kościelnej wieży dzwonów nosi nazwę wężowego.
Źródło: parafia.stargard.pl