O Miedwiańskiej Siei


SiejaNadchodziła szara godzina zmierzchu. Jeszcze wieczorna zorza różowiła niebom ale dołem, tuż przy ziemi wypełzał zmrok. Ucieszył się dzień, ptaki wracały do gniazd, a ludzie do domów. Przeor Fabian otworzył klasztorną, skrzypiącą furtkę i podążył ku Płoni, niedużej rzeczce, płynącej nieopodal. Chciał odetchnąć świeżym, wieczornym powietrzem po dniu spędzonym wśród ksiąg w klasztornej bibliotece. Teraz usiadł na ławeczce nad wodą i zadumał się głęboko. Wokoło kumkały żaby, bzykały uprzykrzone komary, ryba gdzieś plusnęła. Lecz przeor Fabian myślami odbiegał daleko od swoich stron ojczystych na francuskiej ziemi. Mimo że wiele lat przebywał w klasztorze w Kołbaczu, nie mógł przywyknąć do surowego klimatu północnej krainy, do tych ludzi poważnych, zamkniętych w sobie, wręcz posępnych. A już najbardziej brakowało mu strawy południowej ojczyzny: owoców soczystych i słodkich, chleba białego, pszennego, pieczeni jagnięcej, a przede wszystkim ryb wspaniałych, jakich daremnie w tutejszych wodach szukać. Bo trzeba powiedzieć, przeor Fabian, człek pobożny i Bogu oddany, miał jednak tę ludzką słabość do dobrego jedzenia, a nade wszystko lubił jeść ryby. Znoszono mu więc z pobliskiego Miedwia szczupaki, węgorze i liny, ale nie dorównywały one w smaku rybom z alpejskich jezior, jakie jadł za młodu. Ach gdyby jeszcze choć raz pokosztować ich cudownego smaku!
Tak dumał przeor Fabian wieczorną godziną na ławeczce. Korzył się przed Panem za łakomstwo swoje, ale uporczywe myśli wciąż wracały. Ściemniało się już zupełnie. Pora wracać do klasztoru pomyślał Fabian i podniósł się z ławeczki. Wtem zaszumiało, zaszurgotało i przed przeorem stanęła czarna postać, w czarną otulona opończę. „Witaj ojcze Fabianie!” Jestem Kusy, twój sługa uniżony. Widziałem twe myśli tęskne. Nic w tym zdrożnego, że lubisz smacznie zjeść. Ubogie byłoby życie bez smacznego jedzenia, rozumiem to doskonale. Powiedz tylko słowo, a spełnią się twoje życzenia i jutro na śniadanie będziesz zajadał ulubioną rybę sieję. A cóż smaczniejszego może być nad pięknie przyrumienioną rybę sieję? Daj mi tylko swoją duszę i dziesięciu twych braci, a jutro przed  pierwszym pianiem kogutów garnek pełen siei będzie stał u twego progu.”

Przeorowi ślinka pociekła na te słowa Kusego i nie bacząc, że pertraktuje z czartem, zgodził się na wszystko. Kusy, nie czekając ani chwili, ruszył po rybę, a przeor wrócił do klasztoru. Tutaj jednak dopadły go wyrzuty sumienia. Wydał czartowi nie tylko swoją duszę, ale i dusze swoich braci. Wszystko przez to łakomstwo przebrzydłe! Wpadł w straszliwą rozpacz, zaczął biegać po celi złorzecząc głośno. Zbiegli się braciszkowie, a wówczas przeor wyznał swoje przewinienie. Jeden z nich zawołał: „Nie wszystko stracone! Trzeba szukać czarta!” To mówiąc zabrał kilku braci i wysłał ich do wsi, by tam po kurnikach zaczęli piać i pobudzili tym pianiem koguty, sam zaś zrobił to samo w klasztornym kurniku. Niebawem dookoła klasztoru rozległo się głośne pianie, choć jeszcze nie świtało.

Tymczasem czart Kusy szybko uwinął się z rybą w dalekich stronach nim świt rozjaśnił ziemię, był z powrotem. A że spieszył się bardzo, zmęczył się setnie, siadł na wielkim kamieniu nad jeziorem Miedwie. Gdy tak odpoczywał, dobiegło go pianie kogutów z Kołbacza. Diabeł zerwał się wściekły i widząc, że przegrał umowę, ze złości tupnął kopytem o kamień, zaś garnek z sieją wrzucił do Miedwia, by przeor nigdy ich nie dostał, sam zaś plując ogniem i siarką, poleciał na nowe łowy. I od tej pory mamy sieję w Miedwiu, zaś kamień, na którym odpoczywał diabeł, do dziś zwą Diabelskim Kamieniem, bo widać na nim głęboko wyryty odcisk diabelskiego kopyta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *