Było gorące lato 1134 roku, kiedy biskup Otton z Bambergu przybył ponownie z misją krzewienia wiary na Pomorze. Wezwał go książę pomorski Warcisław, bo lud ponownie popadał w pogaństwo, tak więc wędrował ten niestrudzony sługa Boży po pomorskiej ziemi, nauczając i chrzcząc lud, stawiając krzyże, jako symbol nowej wiary, oraz zakładając kościoły i zostawiając tam któregoś z towarzyszących mu kapłanów.
Sadził drzewka na pamiątkę swojej bytności. Tak było i w Szadzku. Tu nauczał biskup na niewielkim wzgórzu, a kiedy ochrzcił ludzi i miał wędrować dalej, zasadził na tymże wzgórku małą lipkę i powiedział, że chciałby, iżby wiara chrześcijańska rozrosła się wśród mieszkańców Szadzka tak, jak niebawem rozrośnie się owa lipka. Zapamiętał lud słowa biskupa i starannie lipkę pielęgnował. Po niedługim czasie wyrosła z niej dorodna lipa. Nazywano ją lipą św. Ottona. Również dzieło biskupa Ottona zaczęło na Pomorzu wydawać owoce: coraz więcej kościołów powstawało po miastach i miasteczkach, a nawet wsiach, coraz silniej łączyła ludzi chrześcijańska wspólnota. Tak więc i w Szadzku ludzie, zazdroszcząc Dobrzanom kościoła, postanowili wybudować mały, ale własny kościółek. Jako miejsce wybrano owo wzgórze, gdzie ongiś biskup Otton nauczał i gdzie rosła posadzona przezeń lipa. W jej cieniu wybudowano więc kościółek maleńki, drewniany z wieżyczką i dzwonem. Radowali się ludzie, bo wreszcie mieli swoją własną świątyńkę. Tu chrzcili swoje dziatki, tu młodzi zawierali małżeństwa i tu, wokół kościoła grzebano swoich zmarłych. Ale najpiękniej bywało w niedzielę, kiedy ochoczo i donośnie śpiewano podczas nabożeństwa. Wszyscy byli radzi z posiadania kościółka pod lipą. Natomiast wściekły okrutnie był diabeł. Skończyły się dlań dobre czasy, kiedy łowił ludzkie duszy, pogrążone w ciemności pogaństwa i grzechu. Teraz rzadko udawało mu się jakąś duszyczkę złowić. Przelatywał więc nad świątyńką, zgrzytał straszliwie zębiskami i obmyśliwał zemstę. Postanowił zniszczyć wszystkie kościoły w okolicy, a zacząć chciał od tego najmniejszego. Nie wydało się Kusemu konieczne rozbijać go, tylko porwać cały kościółek i wrzucić do jeziora. Tak więc nadleciał którejś nocy, chwycił kościółek, by go wyrwać z ziemi i wrzucić do wody. Ale zdziwił się srodze, bo kościółek ani drgnął, mimo że go szarpał z całych sił. Na nic zdały się czartowskie wysiłki, świątyńką, mimo że drewniana, ostała się jego zakusom. Przyleciał więc czart za dnia, by zobaczyć, co tak kościółek w miejscu trzymało. I znów zdziwił się srodze: kościółek opasany był łańcuchem i przymocowany do lipy biskupa Ottona, niczym do kotwicy tkwiącej głęboko w ziemi, tak głęboko, jak głęboka była wiara tutejszych ludzi. Zaklął więc czort szpetnie. Prychnął ogniem i siarką i odleciał z niczym.
Tak to mądrzy i przezorni kmiotkowie ocalili swoją świątyńkę. Długo jeszcze służyła ludziom, a kiedy ze starości zaczęła się chylić, pobudowano w tym samym miejscu kościółek z kamienia i cegły. I ten dom Boży znów przez wieki był ostoją i radością dla ludzi. A lipka rosła, potężniała i osłaniała go swymi ramionami. Dziś z kościółka w Szadzku pozostała jedynie ruina, którą nadal osłania lipa staruszka.
Opr. Monika Wiśniewska „Legendy Pomorskie. Ocalić od zapomnienia” Szczecin 2003
właściciel( fundator) kościółka posiadał kasę na wieżyczkę, dzwon i jeszcze miał łańcuch jakby co nawiązujący do ottona świetego który miał porządną kotwicę ( dynastyczną) od dawna w ziemi ( a jeden tatuś od z takiej kotwicy -umarł niewyjaśnioną śmirciom) to nie lipa.