Miłosne cisy w Warnicach


     Zachodzące słońce malowało horyzont purpurą i złotem. Jeszcze jaskółki śmigały wysoko, jeszcze gdzieniegdzie świergotały skowronki, ale noc nadchodziła już z cicha. Wysnuwała się z sadów, z cienia stodół, z okapów chałup, z głębi dworskiego parku, choć gwarno tutaj było i wesoło. Kapela grała skoczne melodie, mnóstwo ludzi tańcowało na placu pośród drzew, inni zaś biesiadowali przy zastawionych stołach. To obchodzono dożynki w Warnicach. Kto żyw, bieżał do muzyki i biesiady. Wolniutko kuśtykali staruszkowie, by choć popatrzeć na bawiących się. Przypominali sobie młode lata, kiedy też tak ucztowali. Od bardzo dawna wesoło obchodzono dożynki w Warnicach. W ten sposób dwór dziękował ludziom za żniwny znój. Teraz też na ganku stał wieniec, umajony kwiatami i barwnymi wstążkami. W parku dalej grała muzyka i dalej ludziska tańczyli.

     Szczególnie młodzi czekali na to doroczne święto z utęsknieniem. Znajomości zamieniały się w narzeczeństwa, a potem w małżeństwa. Już niejedna dziewczyna i niejeden chłopak połączyli się węzłem małżeńskim po dożynkowym święcie.

    CisMłody Tomasz, syn ogrodnika dworskiego, markotny chodził po parku. Nie tańczył, piwa nie pił przy stole, tylko wypatrywał wśród tłumu tej jednej, jedynej, ku której już dawno serce mu zapłonęło. Nie miał jednak śmiałości, by okazać dziewczynie, jak bardzo mu na niej zależy. Był wszakże tylko synem ogrodnika, a jej ojciec zarządzał całym dworskim majątkiem, bał się tedy Tomek, że dziewczyna nim wzgardzi. Ale dziś postanowił sobie, że koniecznie musi z Gabrysią zatańczyć i wyjawić jej sekret. Wreszcie ujrzał ją wśród tłumu i serce zabiło mu mocniej. Ale gdy zaczął tańczyć z dziewczyną, wszystko co chciał powiedzieć, uwięzło mu w gardle. Tańczył tylko w upojeniu i szczęście pierś mu rozpierało. Wreszcie muzyka zamilkła i pary powoli rozeszły się po parku. Tomek i Gabrysia też wędrowali wraz z innymi parkową ścieżką. Śmieli się i przekomarzali, szczęśliwi swoją młodością. Wreszcie Tomek się przemógł i powiedział: «Gabrysiu kochana, jesteś mi taka bliska, jak żadna inna. Chodziłbym i chodził z tobą po tym parku. Powiedz mi, czy tobie też jest tak dobrze ze mną?». Dziewczyna się zapłoniła, czego w ciemnościach widać nie było, a potem szepnęła cichutko: «Oj tak, Tomku kochany. Też chciałabym zawsze być z tobą, ale co powiedzą rodzice?».

      Tomek uradowany uściskał dziewczynę i serdecznie ją ucałował, mówiąc: «Nie martw się, najważniejsze, że my się dogadaliśmy. Poczekaj na mnie, miła, jadę do Szczecina, tam się będę uczył zawodu, a gdy już wrócę, to rodzicom twoim do nóg padnę i o ciebie prosił będę. Tylko poczekaj na mnie». Długo jeszcze szeptali w ciemności, a kiedy następnego dnia Tomek dziewczynę spotkał, szepnął tajemniczo: «Gabrysiu, mam coś dla nas. Ojciec dał mi dwie gałązki cisu. Zasadzimy je przy drzwiach kościelnych, którymi kiedyś wejdziemy, gdy będziemy sobie ślubować. Pielęgnuj je, gdy mnie nie będzie. Jeśli się roślinki przyjmą i urosną, będzie to znak, że Pan Bóg nam sprzyja. Oddajmy się w Jego opiekę! On nam pobłogosławi i wszystko ku dobremu obróci».I tak się stało. Gabrysia pieczołowicie małe cisy podlewała, aż się stały krzewami. Wrócił luby Tomek po kilku latach i wnet odbyło się huczne wesele. Żyło im się szczęśliwie, wnet dzieci gromadka z Tomkiem i Gabrysią w niedzielę do kościoła podążała. A cisy rosły i rosły… Dziś nikt już nie pamięta dawnych historii, ale cisy nadal rosną przy kościelnych podwojach.

Opr. Monika Wiśniewska „Legendy Pomorskie. Ocalić od zapomnienia” Szczecin 2003

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *