Ten rok szczególnie sprzyjał ludziom. W sadach drzewa uginały się od nadmiaru owoców, zboże obrodziło nad wyraz obficie, a i ziemniaki zapowiadały się doskonale. W niedalekiej Bukowej Kniei grzybów i jagód było w bród. Codziennie kobiety wracały do domu z koszami pełnymi borowików i smakowitych maślaków, a dzieciaki z buziakami umorusanymi borówkami. Tak dobra i przyjazna ludziom była ta ziemia, ta wioska, że pewnie dlatego nazwano ją Dobropolem. Ludzie przywędrowali tu z różnych stron, by po zawieruchach wojny znaleźć spokojny kąt i nową ojczyznę. Tu na nowo wili gniazda dla siebie i swoich dzieci. I rzeczywiście, spokojnie było w tym siole. Kwiaty rozmaite kwitły po ogrodach, drób dreptał po podwórzach, a na pobliskich łąkach pasło się bydło, niespiesznie skubiąc trawę. Było tak cicho, jakby nigdy nie przeszedł tu zgiełk wojny. I w końcu ludziska uspokoili się i uwierzyli, że można żyć w spokoju. Znów były wesela, znów rodziły się dzieci, a staruszków chowano na przykościelnym cmentarzu. Wracała codzienność, życie toczyło się swoim torem.
Aż razu jednego stała się rzecz niezwykła. Oto u kowala Janika urodziły się bliźnięta i u gospodarza Jędrzeja też niebawem zawitały bliźniaki, a po nich w krótkim czasie jeszcze dwa maleństwa zakwiliły w kołyskach. Zupełnie jakby gdzieś w pobliżu bocian gniazdo uwił. Postanowiono wspólne chrzciny wyprawić, wszak prawie jednocześnie dzieci do wsi zawitały. Miała uczestniczyć w chrzcinach cała wieś. Po domach pieczono placki, mięsiwo szykowano i kiełbasy przeróżne. Sołtys, który przygotował swój dom wielki i podwórzec na stoły biesiadne, napitkami się zajął. Paradnie przyozdobione zielenią wozy pojechały do kościoła z chrześniakami, bezpiecznie leżącymi w ramionach kum. Wesoło było na duszy ludziom, bo oto powiększała się wioska. W czasie biesiady sołtys zabrał głos i rzekł: «Trza nam jakoś uczcić dzisiejszy dzień pamiętny. Coraz nam dusz przybywa, a znaku żadnego nie mamy, że nasza wioska chrześcijańska, katolicka. Koniecznie musimy krzyż u wejścia do wsi ustawić. Niech strzeże nasze domy, nasze rodziny przed ziem, przed ogniem i chorobą!»
Przyklasnęli wszyscy ochoczo i wnet przystąpiono do budowy. Z niedalekiej kniei ściągnięto gruby bukowy pień, wyciosano zeń krzyż wspaniały z Ukrzyżowanym i ustawiono na skraju wioski. Tu wkrótce zaczęto zbierać się na wspólne modlitwy, jako że kościół zniszczony był. Tu odprawiano majowe nabożeństwa, tu różaniec odmawiano, a kto zmartwienie jakieś miał, pod krzyż przychodził i prosił Pana o zmiłowanie. Ktoś u stóp krzyża bluszcz posadził i wiecznie zielone pędy oplotły pień krzyża i piąć się zaczęły w górę. Wnet krzyż cały obrósł zielonymi pędami. Minęło wiele, wiele lat, a zielony krzyż nadal wyciąga ramiona nad wioską Dobropole.
Opr. Monika Wiśniewska „Legendy Pomorskie. Ocalić od zapomnienia” Szczecin 2003