Pastor Pohle z Witkowa pochodził z Saksonii. Podczas wojny siedmioletniej służył jako kapelan i dlatego później otrzymał probostwo witkowskie. Bardzo długo przebywał w kręgach oficerskich, a z powodu swego dowcipu bardzo był tam łubiany. Pohle często był gościem na ucztach organizowanych przez oficerów.
Pewnego razu znowu został zaproszony na taką libację. Gdy wszedł na salę zobaczył, że pan von Dewitz na krześle obok siebie ma pudla z przyczepionymi do szyi dwiema tasiemkami, jakie noszą pastorzy. Zauważywszy pastora, von Dewitz podszedł do niego i powiada: „Tak, tak, kochany pastorze, teraz nie potrzebuję już żadnego kapelana. Mam go przy sobie” i tu wskazał na swojego psa. „Mój kochany — rzecze pastor — i jest to zasadne. Jeśli, co nie daj Boże, polegnie pan kiedyś na polu chwały, to on wygłosi panu mowę pochwalną i wymyśli dla pana epitafium, które godne pana będzie”.
Kiedyś młodszy krewny Pohlego, jako kandydat teologii, chciał wygłosić kazanie. Wszedł na ambonę i zaczyna: „Żydzi …Żydzi …Żydzi „Mają długie brody” -— powiedział Pohle, który wszedł czym prędzej na ambonę i przesunął go na bok. Kandydat teologii nigdy potem już na ambonę nie wchodził. Został rolnikiem.
Źródło: Książka Wojciecha Łysiaka „Dawny humor ludowy Pomorza Zachodniego”