Dzionek chylił się ku zachodowi. Jeszcze jaskółki śmigały po błękicie nieba, jeszcze gdzieniegdzie jastrząb krążył nad polami, wypatrując myszy na wieczerzę, jeszcze bociany kroczyły majestatycznie po łąkach nad niewielkim potokiem, a już wilgotny cień wypełzał z lasu i chłodem obejmował ziemię. Wkrótce mrok wychynął zza drzew i powoli ogarniał wszystko. Tylko na zachodzie jeszcze długo świeciła czerwonawa zorza.
Cisza zaległa świat, jeno w lesie pobliskim mącił ją pisk ptaków, moszczących się do snu. W końcu ciemność i cisza zlały się w jedno i objęły wszystko dookoła. Nastała, letnia, krótka noc.
Znienacka dał się słyszeć tętent konia, który ucichł dopiero na skraju lasu, tuż przy rozstajnych drogach. Jakaś ciemna postać uwiązała rumaka do drzewa, po czym przykucnęła za krzakami na czatach. Coś złowrogiego czaiło się w ciemnościach. To Bartek, syn kowala Głowacza czyhał tu na swojego brata Zenka, do którego żywił straszliwy, zapiekły gniew. Zenek zabrał mu kochaną dziewczynę Milenę, z którą się był ożenił, zostawiając Bartka w nieutulonym smutku i złości. Dziś chciał pomścić swą krzywdę; coś silniejszego od niego, zło jakieś nienazwane szeptało mu do ucha: „Zabij go, zabij. Nie zaznasz spokoju, póki Zenek żyje pyszniąc się swoim szczęściem i zadowoleniem”. Początkowo Bartek odrzucał precz te myśli złowieszcze, ale były one tak natarczywe, że w końcu opanowały go całkowicie. Czekał tylko okazji, by zamordować brata. Dziś nadarzała się okazja. Brat rankiem wyjechał z miasta, by doglądać żniw w ich małym folwarku pod Szczecinem i teraz lada chwila powinien wracać.
Rzeczywiście, niedługo się Bartek czaił, gdy usłyszał tętent na drodze. Wyskoczył zza krzaków i rzucił się ku bratu. Ściągnął go z konia i potężnym uderzeniem w głowę pozbawił go życia. I wtedy dopiero włosy stanęły mu dęba: „Boże, co ja zrobiłem, zabiłem brata! Nie ma dla mnie litości! Boże, zrobię wszystko, byś mi wybaczył.” To mówiąc, wziął zabitego na konia i powrócił do miasta. Jeszcze tej nocy opowiedział wszystko ojcu, błagając, by dochował tajemnicy. Ojciec był przerażony zbrodnią, ale postanowił milczeć, by syn dobrymi uczynkami mógł odkupić winę. Powiedział do niego: „Straszną winę wziąłeś na siebie i życiem całym musisz ją odkupić. Pomagaj biednym wdowom i biedakom spod kościoła, załóż szpital i pielęgnuj chorych. Może Pan Bóg ci wybaczy. Ale przede wszystkim na miejscu zbrodni postaw krzyż pokutny, który zawsze będzie ci przypominał o twojej zbrodni. Żyj w ubóstwie do końca dni twoich, może Bóg uzna twą skruchę”.
I tak się stało. Bartek na miejscu zbrodni postawił krzyż okazały. Biednym pomagał, szpitalik wybudował wraz z przytułkiem i każdy grosz łożył na zbożne przedsięwzięcia. Życie całe czynił dobro, a kiedy się zestarzał i poczuł, że śmierć się zbliża, kazał postawić nowy krzyż pokutny na rozstajnych drogach, by o Boskim miłosierdziu ludziom przypominał.
Opr. Monika Wiśniewska „Legendy Pomorskie. Ocalić od zapomnienia” Szczecin 2003