Pomorskie Czarownice – Pomorskie Wiedźmy


W czasach przedchrześcijańskich wierzono, iż niektórzy ludzie mają bliższy kontakt z demonami, a ofiara z dziewicy jest najlepszym sposobem przebłagania bóstwa. Jednak u Słowian składano ją niezwykle rzadko.
Po wprowadzeniu chrześcijaństwa, prędko rośnie potęga kościoła, wykorzystującego „sądy boże“ do tworzenia psychozy strachu przed diabłami. Jednakże w przekonaniach ludu, diabeł był głupi i dawał się wykpić myślącej gospodyni, czy sprytnemu chłopu. Natomiast dostojnicy kościoła bywali opętam myślą o diable i widzieli go wszędzie. Do walki z diabłem i innowiercami powstał urząd inkwizycji, stosujący „sądy boże“. Aby unaocznić ludziom potęgę diabła, w „sądach bożych “ zaczęto wykorzystywać okrutne tortury i drogę pokuty. Ale po kolei.

Zagrożenie, jakie stworzyły dla potęgi i bogactwa kościoła liczne klęski żywiołowe, epidemie i nędza ludności średniowiecznej Europy, katolicka hierarchia postanowiła przenieść na wspólnego wroga – diabła!
Już w 1215 r. powstaje inkwizycja – instytucja obrony kościelnej ortodoksji. W 1323 r. Jan XXII zredagował bullę „Super Illius Specula“, wiążącą czary z herezją i upoważniającą inkwizytorów do ścigania czarownic. W 1457 r. ukazała się książka dominikanina Jana Niedera pt. „Fromicarius“, podkreślająca rolę kobiet w konszachtach z diabłem – poprzez sprowadzanie klęsk żywiołowych i nie¬szczęść.

Sąd nad wiedźmą

Sąd nad wiedźmą

Wkrótce po bulli z 1484 r., przekazującej jurysdykcję w sprawach o czary inkwizycji, dominikanie Institoris i Sprenger napisali przerażający „Młot na czarownice” („Malleus Maleficarum”). Dzieło to było prawdziwie „diabelskim” zbiorem najwymyślniejszych sposobów oskarżeń, przesłuchań i tortur, w celu wykazania czynów popełnionych przez czarownice. Podano siedem powodów ulegania pokusom diabła przez kobiety, które są: ciekawskie, wrażliwe, łatwowierne, podatne na plotki, złośliwe i mściwe oraz skłonne do rozpaczy. I tak zaczęła się gehenna kobiet – „czarownic”!
Stefan Deskur przytacza legendę o „drodze pokuty” istniejącej w kamieńskiej katedrze. Podobno – wąskim, wiodącym wysoko nad posadzką świątyni, obejściem wokół transeptu – nakazywano przejść podejrzanej o konszachty z diabłem „czarownicy”. Kobieta miała przewiązane oczy. Jeżeli spadła i zabiła się, widać bóg tak chciał. Jeżeli przeszła – pomagał jej diabeł! Stara Sobkula posądzona o odebranie mleka krowom, została skazana na „sąd boży”. Pełna przerażenia pogłębionego ciemnością, w ogromnym strachu, pokonała drogę pokuty i nie runęła z obejścia! Chwilę po zejściu na dół – zmarła. Stare serce Sobkuli nie wytrzymało okrutnej próby.
Zwiedzając katedrę w Kamieniu Pomorskim, trudno nie dostrzec tajemniczego obejścia transeptu oraz diabłów z otwartymi gębami, w nasadach łuków sklepienia nawy głównej.
Każde nieszczęście, chorobę ludzi bądź zwierząt czy klęskę żywiołową, kościół tłumaczył działalnością diabła. Czartowi pomagały „czarownice”. Kobiety wyróżniające się lub niepodporządkowane pozycji w społeczności, łatwo było uznać za „nieczyste” i okrutnymi torturami zmusić do wyznania winy. Następnie zostało już tylko „pławienie czarownicy”. A jeśli bufiaste spódnice utrzymywały ją na wodzie i nie utopiła się, było jasne, że pomagał jej diabeł. Wtedy biedną kobietę palono na stosie, ogniem pozbywając się jej diabelskiej mocy.
Pierwsze dokumenty dotyczące procesu o czary na Pomorzu pochodzą z 1453 r. i mówią o torturach oraz spaleniu na stosie czarownicy ze Stralsundu (Strzałowa). 15 sierpnia 1473 r. po przerażających torturach została żywcem spalona szczecińska ladacznica Jolka, o czary posądzona przez męża, który chciał pozbyć się żony. W roku 1520 została skazana za uprawianie czarów żona Hansa Moliera z Kamienia, a sąd nadworny wyrok spalenia żywcem zatwierdził. Następnie – Toku pańskiego 1538 – w Sławnie skazano czarownicę. W 1558 r. po zbiorowym procesie w Stralsundzie, zginęły w płomieniach trzy czarownice oraz mąż jednej z nich. Jedynie czarownice – szlachcianki były przed spaleniem na stosie ścinane. W 1592 r. tak uczyniono z Elsą von Dobbersitz – wdową po staroście Szczecinka.
Sposób i przebieg tortur regulowała „Carolina” – zbiór przepisów procesu kryminalnego, podpisany przez cesarza w 1532 r. Przesłuchanie na torturach rozpoczynano o godzinie 22.00. Najpierw prowadzono oskarżoną po sali tortur zapoznawano ją z narzędziami i ich zastosowaniem. Następnie ją rozbierano i wyszukiwano na ciele diabelskich znamion, które potwierdzały konszachty z diabłem. Potem zakładano koszulę bez rękawów zwaną „Peinkittel” i oskarżoną przywiązywano na stole tortur. Kat kłuł ciało, aż do krwi, śrubował palce miażdżąc stawy, lał na torturowaną wrzącą siarkę lub smołę, wyrywał zęby lub ściskał głowę żelazną obręczą. Torturowana nierzadko umierała w trakcie tortur lub wkrótce po ich zakończeniu. Zwykle tortury trwały krótko, ale czasami maltretowano os¬karżoną przez wiele nocy. W 1618 r. przez siedem miesięcy straszliwie tor¬turowano żonę Petra Bugdahna ze Stargardu. Przyznanie się do winy przed katem, oskarżona musiała potwierdzić przed sądem. A kara była jedna: spalenie żywcem na stosie!!! Podczas straszliwej śmierci w płomieniach, czarownica była dokładnie obserwowana przez zebranych wokół, którzy wypatrywali – jak ucieka z niej diabeł.
W 1612 roku, we wsi Żalęcin opodal Pyrzyc spalono czarownicę, spod czapki której uciekł diabeł zmieniony we wronę. A ponieważ wrona ta spadła na pobliskie moczary, nazwano je Diabelskim Bagnem.
31 stycznia 1618 r. żywcem spłonęli na stosie Anna i Michael Wocker – mieszkańcy Wolina. Michael za to, że nie uznał winy ukochanej żony i zaprzeczał jej konszachtom z diabłem. Okrutnie torturowana Anna zeznała, że przyjaźniła się z diabłem o imieniu Franz, który miał postać czarnego psa. Dzięki niemu mogła zsyłać na ludzi uroki i nieszczęścia. Zgodnie z życzeniem sędziów przyznała, że podobne konszachty z diabłami miała też stara Reinike z Łożnicy. Aresztowano i ją! Nieszczęsna kobieta, zawsze chętnie pomagająca ludziom, nie chciała się przyznać. Jednak po długotrwałych wymyślnych torturach, półprzytomna z bólu wyznała, że znała trzech diabłów. Pierwszy – o imieniu Franz – mówił jej, kto w okolicy kradnie i gdzie ukrywa łup. Diabeł zwany Simon na jej rozkaz mordował krowy i konie. Trzecim diabłem był Hans, którego otrzymała od Anny Renzer – mieszkanki Miodowic. Stara Reinike i Anna Renzer spłonęły na stosie.
W pobliżu Marianowa, nieopodal wsi Wierzchowo, znajduje się Diabelska Góra. Podobno na jej szczycie, 9 października 1619 r. żywcem spłonęła na stosie Wolde Albrechts z Brzeziny.
Najsłynniejszą pomorską czarownicą była Sydonia von Borcke, pochodząca z potężnego pomorskiego rodu Borków. Sydonia urodziła się w 1548 r. w Strzmielu, jako trzecie dziecko Anny i Ottona. Tu przeżyła wspaniałe, szczęśliwe dzieciństwo.
Następnie – jako dworka – trafiła na zamek książęcy w Wolgast (Wołogoszczy), gdzie pokochał ją Ernest Ludwik, syn księcia Filipa I. Młody Ernest obiecuje Sydonii małżeństwo. Jednakże, ze względów politycznych i obyczajowych (mezalians), nie dotrzymuje obietnicy. Urażona i zrozpaczona Sydonia, przeklina wiarołomnego kochanka i opuszcza Wolgast.
Udaje się do swego brata Ulricha, który przejął majątek rodziców. Jednak niechętnie dzielił się nim z siostrami, co doprowadziło do długotrwałych procesów sądowych. Sydonia tuła się, zamieszkując u dalekich krewnych i życzliwych znajomych, w różnych pomorskich miastach.
W 1604 r. uzyskuje zgodę księcia Bogusława XIII, na przyjęcie do klasztoru cysterek w Marianowie. Dzięki swej inteligencji, zostaje zastępczynią przeoryszy. Jednak wkrótce, jej kłótliwość i złośliwy język oraz żądza władzy i nie¬posłuszeństwo powodują, że w urzędowej opinii zyskuje miano „żmii i diabła klasztornego”. Pomimo, że Sydonia również pisała skargi na przełożonych w klasztorze, to właśnie jej zagrożono wydaleniem: za przeklinanie, złośliwości i niesubordynację.
Od roku 1609 zaczynają się zgony przełożonych i nadzorujących klasztor osób, co jest przypisywane czarom Sydonii. Jednocześnie jeden po drugim umierają bezpotomnie książęta, w tym przeklęty Ernest Ludwik, ze śmierci którego, Sydonia nie kryje radości.
18 października 1619 r. Sydonia zostaje aresztowana i przewieziona do Zamku Odrzańskiego na Grabowie k. Szczecina. Tutaj przedstawiono nieszczęsnej kobiecie 74 zarzuty i rozpoczęto śledztwo, przesłuchując licznych świadków, przeważnie nie znoszących Sydonii.
Obrońca Elias Pauli przedstawił 132 dowody niewinności Sydonii, które przesłano do sądu odwoławczego w Magdeburgu. Jednakże dowody te – za sprawą wrogów Sydonii – zaginęły i sąd podtrzymał zarzuty, zezwalając na śledztwo z zastosowaniem tortur.

Czarownice na zbiorowym stosie

Czarownice na zbiorowym stosie

Sydonię oskarżono o uprawianie zaklęć i czarów oraz śmierć wielu – przeklętych przez nią – osób, łącznie z książętami, których wcześniej klątwą uczyniła bezpotomnymi.
Przytoczono zeznania, wymuszone torturami od Wolde Albrechts. Przed śmiercią na stosie, spełniła ona żądanie kata i wyznała, że czarów nauczyła ją – przebywająca w marianowskim klasztorze – Sydonia von Brocke. Potwierdziła, że pupile Sydonii: czarny kot Chim oraz pies Jurgen są diabłami, które pomogły zabić proboszcza i furtiana klasztoru.
Maltretowana wymyślnymi torturami Sydonia przyznała się do stawianych zarzutów, a przed sądem – odwoływała zeznania. Czyniła to wielokrotnie. Ostatecznie sąd skazał 72-letnią Sydonię na śmierć w ogniu. Jako że była szlachcianką, 19 sierpnia 1620 r. została ścięta przy „kruczym kamieniu”, za Bramą Młyńską w Szczecinie. Następnie, spalona na stosie jako czarownica. Popioły wrzucono do Odry. Przed śmiercią Sydonia miała powiedzieć:
– Prawdziwy diabeł zamieszkał w kościele i głupocie ludzi!
W 1653 r. spalono żywcem Krystynę Kleier z Bobolic, a w 1669 r. – mimo przyznania się do „winy” – straszliwie torturowano z użyciem „pomorskiej czapki” Annę Kuballen z Trzebiatowa. W 1679 r. spłonęła na stosie Dorota Schwarz!
Za czary, więziona była również słynna „bursztynowa czarownica” z Koserow na wyspie Uznam – prześladowana w latach wojny trzydziestoletniej.
Ostatnia pomorska czarownica nazywała się Krystyna Ceynowa i pochodziła z nadmorskiej wsi Chałupy. Ludzie jej nie lubili, ponieważ była kobietą wścibską i pyskatą, a przy tym bardzo nieżyczliwą innym.
Pewnego razu zaniemógł we wsi stary rybak Jan Kąkol. Żona sprowadziła znachora, którego zabiegi nie przynosiły żadnej ulgi cierpiącemu. Aby pozbyć się kłopotu, znachor zrzucił winę za brak efektów „leczenia” na Ceynowę, która miała rzucić czary na chorego.
Maltretowana i głodzona Kiystyna Ceynowa, przyznała się do złych myśli o ludziach. Wtedy postanowiono „próbą wody ustalić, czy miała konszachty z diabłem. Łodzią wywieziono kobietę na głęboką wodę i poczęto pławić. Jednak grube spódnice utrzymywały ją przy powierzchni wody, co odebrano jako dia¬belską pomoc i potwierdzenie zarzutów. Nieszczęsną kobietę rzucono do wody po raz drugi! Wtedy utonęła! A był to 1836 rok!!!
W kołobrzeskiej kolegiacie, wisi interesujący obraz z 1494 r. zatytułowany „Cnotliwa niewiasta”. Obraz przedstawia postać kobiecą i jest alegorią powinności wzorowej niewiasty, która ma: na ustach kłódkę, aby mówić mało i tylko wtedy, gdy mąż jej zezwoli; przy uszach klucze – aby słyszeć tylko to co powinna; w prawej dłoni obrazek z krzyżem – symbol chrześcijańskiej bogobojności wypełniania przykazań kościoła; w lewej ręce dzbanek i wrzeciono – symbole gospodarności i pracowitości oraz broszę z białym gołąbkiem – symbolem niewinności duszy.
Jeszcze w XIX w. obraz wykorzystywano do nauki zasad postępowania religijnej niewiasty w dorosłym życiu. Dla większości kobiet była to jedyna dostępna szkoła. Przez wiele lat zasady zawarte w obrazie, dawały kobietom gwarancję, że nie spłoną na stosie jako czarownice.

Źródło: „Zachodniopomorskie legendy i dzieje” Wrzesław Mechło

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *