W dawnych czasach mieszkańcy Ińska w okolicznych wsiach i miasteczkach handlowali rakami, całymi workami raków, z których kopa najlepszych kosztowała nawet półtora srebrnego grosza. Lecz zdarzało się, że za tę samą cenę dawali pięć, a nawet sześć kop. Twierdzono w okolicy, że tak bogate w raki jezioro Ińsko, samo ma postać raka, ale mieszkańcy miasteczka nie godzili się z tą opinią.
Miasto nie było otoczone murami, toteż mówiono w okolicy, iż „w Ińsku raki mury zjadły”, a ponieważ nie było tu także wieży bramnej, mieszkańcy tej miejscowości wszędzie słyszeli, „że raki zjadły i wieżę”.
Najwięcej szkód poczynić miał tu rak-potwór, który złapany w końcu z wielkim trudem przez ośmiu czeladników rzeźnickich, zawieziony został do Berlina.
Snuto także opowieści, iż w południowej części jeziora znajduje się spora głębia, w środku której wbity jest pal, a do do tego pala przywiązany ma być żelaznym łańcuchem rak olbrzym.
Opracowanie własne, na podstawie tłumaczenia Wojciecha Łysiaka z „Dawny humor ludowy Pomorza Zachodniego”