Mieszkańcy Żelewa zbudowali nową świątynię. Wszyscy chcieli podczas uroczystego poświęcenia kościoła wyglądać jak najlepiej w nowych modnie skrojonych strojach i ubraniach, uszytych z takiego samego materiału. Dlatego wybrali się do Stargardu by tam kupić odpowiedni materiał. Gdy w drodze powrotnej przechodzili wzdłuż jeziora Miedwie zobaczyli w wodzie olbrzymiego raka. Zachwycali się nad stworzeniem, ponieważ takiego jeszcze w życiu nie widzieli. Zauważywszy jego wielkie nożyce, pomyśleli że to przykrawacz. Poprosili go, by skroił im ubrania. Rozpostarli materiał na trawie i postawili na nim raka w przekonaniu, że ten swoimi wielkimi nożycami, skroi im ubrania na miarę. Kiedy jednak on tego nie robił, mieszkańcy Żelewa kroili materiał tam gdzie rak poszedł. Tak skrojone płótno zanieśli do swojego wiejskiego krawca, by ten uszył z tego odświętne ubrania. Krawiec jednak nie wiedział co można zrobić z tymi postrzępionymi, krzywo przyciętymi kawałkami materiału. Całą złości chłopów skierowała się przeciw rakowi, którego zanieśli do jeziora i tam utopili. Po tym raz jeszcze poszli do Stargardu, by kupić nowy materiał.
Opracowanie własne, na podstawie tłumaczenia Wojciecha Łysiaka z „Dawny humor ludowy Pomorza Zachodniego”