Lipa ojca Alberta z Suchania
Kończył się rok. Zawieruchy hulały po polach, po drogach. Śniegiem sypało dzień i noc. Ludzie niechętnie opuszczali ciepłe izby i tylko po to, by bydło oprządzić i drew do pieca nanosić. W taki nieprzyjazny czas stara Wikta wlokła się ledwo widocznym gościńcem. Wiatr targał jej żebracze łachmany i zimnem przenikał do szpiku kości. Biedną starowinę wypędzili precz okrutni pasierbowie. Tułała […]